top of page
Zdjęcie autoraks. Marek Michalik

Dobry fachowiec, zły człowiek


Sytuacja wydarzyła się kilka lat temu w maleńkiej podlaskiej wsi. Kolega przejeżdżając obok sklepu, zatrzymał się na drobne zakupy. Nie wyłączył silnika, bo samochód zimą niechętnie odpalał. Gdy wrócił do auta, obok stał już policjant i z satysfakcją, jakby złapał wielkiego zbrodniarza, wypisał mu mandat. Nie pomogły tłumaczenia, że zima, że samochód trudno zapala, że postój trwał minutę, może dwie. „Przepis to przepis, kara musi być”- oznajmił funkcjonariusz. Kolega zamiast „do widzenia”, zdobył się na odwagę i wypowiedział mądre słowa: „można być dobrym policjantem, ale jednocześnie parszywym człowiekiem…”

W tym krótkim zdaniu, kolega ujął to, co można by wyjaśniać długo przy pomocy mądrych pojęć, ale czy warto to wyjaśniać? Każdy rozsądny człowiek wie, że prawa należy przestrzegać, ale jednocześnie powinien zdawać sobie sprawę, że jest ono niedoskonałe. Przecież niedoskonały człowiek nie może stworzyć czegoś doskonałego! Nieraz, trzymając się bezwzględnie przepisów, nie uwzględniając różnych niuansów, okoliczności i wyjątków, wypaczamy sens prawa, mijamy się z jego celem. Mądry Stwórca wyposażył człowieka nie tylko w zdolność do posłuszeństwa, ale również w to, co nazywamy zdrowym rozsądkiem, a Kościół nazwał roztropnością i umieścił na pierwszym miejscu w katalogu cnót kardynalnych. Bez rozsądku wszystkie inne cnoty bardzo łatwo mogą przekształcić się w wady i obrócić przeciwko człowiekowi, niszcząc jedną z najpiękniejszych ludzkich cech, która decyduje, ile jest w człowieku człowieczeństwa. Nie czas i miejsce na szczegółowe analizy pojęć, każdy z nas rozumie, co znaczy być dobrym, przyzwoitym człowiekiem, tak jak każdy wie, co miał na myśli Edward Stachura, gdy ubolewał: „coraz więcej wkoło ludzi, a o człowieka coraz trudniej”.

Wróćmy do dobrego policjanta, któremu zabrakło człowieczeństwa i zastanówmy się, czy tę zasadę można zastosować do przedstawiciela każdego zawodu? Czy można być dobrym mechanikiem, architektem, księgowym, będąc jednocześnie „parszywym” człowiekiem? W jakimś zakresie tak, nie ma przecież znaczenia kim był stolarz, który zrobił stół, ważne, że zrobił to dobrze. Sprawa wygląda zupełnie inaczej, gdy pracuje się w grupie ludzi lub gdy zawód polega na bezpośrednim kontakcie z drugim człowiekiem, jak na przykład w przypadku lekarza. To fach szczególny, aby być dobrym lekarzem, sama wiedza medyczna nie wystarczy.

Przez pewien czas miałem nieprzyjemność być pod opieką lekarki, u której umówiona wizyta zawsze odbywała się z opóźnieniem. Nie raz, nie dwa, ale zawsze! Nie kwadrans, nie dwa, ale nieraz dwie godziny. Koszmar! Często sam kontakt z lekarzem przynosi choremu ulgę, w tym wypadku bywało zawsze odwrotnie; stan układu nerwowego pogarszał się zanim doszło do spotkania z medykiem. Moje skromne, półwiekowe doświadczenie życiowe pokazuje, że punktualność to najprostszy termometr wskazujący, ile jest w danym człowieku owego człowieczeństwa. Rozumiem, że opóźnienia mogą się zdarzać, że pacjenci i ich dolegliwości bywają różni. Jednak, gdy dzieje się to notorycznie, to jedynym wytłumaczeniem sytuacji jest arogancja takiego człowieka. Już w podstawówce uczą wyciągać średnią arytmetyczną i dają podstawy statystyki, dzięki której można oszacować godzinę wizyty, co praktykują przecież inni lekarze. Brak szacunku dla człowieka boli zawsze, ale jeśli jest ubrany w biały fartuch, boli wyjątkowo, tym bardziej, gdy nie zna słowa „przepraszam”. To nie był przypadek, że tej samej lekarce, obok braku punktualności, brakowało także innych charakterystycznych dla tej profesji cech ludzkich, takich, jak choćby dyskrecja. Tajemnica lekarska już od czasów Hipokratesa była uważana jako absolutnie podstawową cechę w tym fachu, obowiązującą nawet po śmierci pacjenta. Kto nie umie dochować tajemnicy lekarskiej czy pielęgniarskiej, nie powinien mieć kontaktu z chorym człowiekiem. Można leczyć poszczególne ludzkie układy i organy, przynosić ulgę w cierpieniu, ale przecież weterynarzowi też udaje się wyleczyć królika czy psa. Od lekarza oczekujemy czegoś więcej, wydaje się, że powinien posiadać nie tylko wiedzę czysto medyczną, ale ucieleśniać takie cechy ludzkie, jak współczucie, delikatność, wrażliwość. Jeśli nie wyniesie się tego z domu, to nie nauczą tego na akademii, ani nie przyjdzie wraz z praktyką. Aby być dobrym lekarzem, nie można być niespełnionym człowiekiem. Tu przypomina mi się pewna starsza stomatolog, do której na ostrym dyżurze trafiłem z bólem zęba. Dosyć szybko i bezboleśnie, słowem – profesjonalnie, usunęła mi ząb, problem tylko w tym, że powinna była wyrwać ząb sąsiedni, a wyrwała zdrowy. Jednak to nie dentystka jako taka popełniła błąd, lecz chory w niej człowiek, była wtedy po prostu pijana… Miała wiedzę i doświadczenie stomatologiczne, jednak nie radziła sobie ze sobą, ze swoimi kompleksami i całym życiem osobistym, depresję „leczyła” alkoholem. Lekarz pozbawiony cech pięknego i dojrzałego człowieczeństwa nie jest w stanie dobrze służyć ludziom. To zawód wyjątkowy, noszący cechy samego Boga, chory widzi często w lekarzu ojca, a nawet sędziego, który decyduje o jego zdrowiu i życiu, a to zobowiązuje.

Rozpisałem się o lekarzach, ale to samo mógłbym napisać o kapłanach, nauczycielach, politykach i wielu innych osobach, które mają bezpośredni wpływ na drugiego. Co jednak zrobić, gdy to lekarz jest chory? Co powiedzieć o księdzu, który zamiast uświęcać, deprawuje? Co myśleć o nauczycielu, który zamiast budzić w dziecku ciekawość świata, zniechęca go do tego? Co poradzić ludziom, którzy dzięki swojemu wykształceniu, uprawnieniom i zajmowanym stanowiskom, decydują o losie innych, ale jako ludzie często nie dorastają im do pięt? Dyplomami i certyfikatami obwieszają swoje biura, przed nazwiskiem wypisują imponujące tytuły, natomiast ich poziom zwykłej przyzwoitości, ludzkiej ogłady i osobistej kultury utknął w przedszkolu? Rodzice zadbali w dzieciństwie o rozwój różnych talentów, ale nie przekazali tego, co jest w życiu najważniejsze. Nikt im nie pomógł zadbać o fundamenty człowieczeństwa, które powinny być solidne i tak po poukładane, by w drugim człowieku dostrzegać najpierw człowieka, a dopiero potem pacjenta, ucznia, klienta czy jakiegoś podwładnego. Zaniedbane w młodości serce pozostało niedorozwinięte, uległo zwyrodnieniu, kalectwu i – co najgorsze – właściciel się do tego przyzwyczaił i nie widzi w tym ułomności. To, co powinno stanowić wyjątek, ewentualnie być powodem do wstydu, dziś staje się normą i powodem do dumy. Iluż to ludzi potrafi się chlubić tym, że kogoś poniżyli, zdeptali, okłamali, wykorzystali? Na ewentualne wyrzuty sumienia mają dyżurną wymówkę, że przecież „taki jest świat”. Nie przyjmują do wiadomości, że ten świat „zszedł na psy” właśnie przez nich i im podobnych.

Ludziom z takim niedorozwojem niewiele można pomóc. Zresztą, oni na tę pomoc nie liczą i jej nie szukają, są przecież w swoich oczach doskonali, bo odnieśli jakiś tam sukces i posiadają jakąś pozycję. Natomiast pozostałym, którzy ze swych ludzkich ułomności zdają sobie sprawę, można powiedzieć: człowieku, zanim sięgniesz po kolejną książkę pogłębiającą twoją wiedzę w takiej czy innej branży, zadbaj o swoje człowieczeństwo. Zanim wysłuchasz wykładów podnoszących twoje kompetencje zawodowe, postaraj się wysłuchać tego, co ma ci do powiedzenia Ktoś, kto cię wymyślił i stworzył. Zawód przecież nabyłeś, dlatego możesz go zmienić, nauczyć się drugiego, czwartego, nie on czyni cię człowiekiem. Nie ma znaczenia, czy w relacjach międzyludzkich grasz rolę króla czy zwykłego pionka, w grze zwanej życiem chodzi o to, abyś był człowiekiem! Wrażliwym, uczciwym, prostym i otwartym na drugiego; jednym słowem – zwyczajnie dobrym człowiekiem. Wiem, że przymiotnik „dobry” jest dziś niemodny, przestarzały i nieatrakcyjny, wręcz zakazany dla osób, którzy za wszelką cenę chcą coś znaczyć i odnosić sukcesy na różnych płaszczyznach. Niech sobie znaczą i odnoszą, niech sobie tworzą bractwa wzajemnej adoracji, prawią sobie komplementy i utwierdzają się w przekonaniu, że są kimś, gdy w swej istocie, z parszywym sercem, są i prawdopodobnie pozostaną nikim. Nie do nich skierowana jest ta refleksja.

Ty, który czytasz te słowa, skoro masz serce, to „patrzaj w serce”. Najpierw z odwagą i pokorą we własne. Nie przerażaj się, jeśli zobaczysz tam jakiegoś ludzkiego karła, zdeformowanego kalekę, ślepca, głuchego, trędowatego czy nawet cuchnącego, jak Łazarz w grobie, trupa. To żaden problem dla Kogoś, Kto sam leżał trzy dni martwy. Gdy wydawało się, że przegrał, że zawiódł wszystkich, którzy za Nim poszli, co sprawiło, że także oni poczuli smak klęski, zawodu, frustracji i nie wiedzieli co dalej mają ze swoim życiem zrobić, właśnie wtedy powstał z martwych. Zmartwychwstanie Chrystusa zmieniło w ich życiu wszystko, bo okazało się, że mówił prawdę, a Jego obietnica życia wiecznego nie jest bajką. Pokazał swą moc odradzania i uzdrawiania wszystkiego, co jest ułomne i kalekie w ludzkiej egzystencji, a nawet budowania wszystkiego od zera, od początku, od nowa. Chodzi tylko o to, aby chcieć na nowo się urodzić i żyć. Jak człowiek.

4 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Tylko wdzięczność

Luter głosił „tylko łaska”, a ja wołam „tylko wdzięczność”. Nie spodziewam się, by to hasło weszło do wielkiej teologii, ale może kogoś...

Musi być dobrze i niedobrze...

„Musi być dobrze i niedobrze. Bo jak jest tylko dobrze, to jest niedobrze.” Tylko niezapomniany ks. Twardowski mógł tak prostymi słowami...

Otworzył serce

Pisał ks. Tischner – „jeśli się komuś zwierzasz, to mu się jednocześnie powierzasz”. Zwierzając się, składasz swoje serce w jego sercu,...

Comments


bottom of page