top of page
Zdjęcie autoraks. Marek Michalik

Niedosyt i nadmiar


Przechadzając się po wielkich centrach handlowych, a nawet odwiedzając tylko zwykłe sklepy i sklepiki, uderza nadmiar. Nadmiar właściwie wszystkiego, od skarpetek po samochody. Pewnie nie bolało by mnie to tak bardzo, gdybym nie wiedział, że co czwarty człowiek na świecie żyje w skrajnej biedzie. Najbardziej jednak szokuje wizyta w sklepach spożywczych, gdy ma się świadomość, że miliard ludzi cierpi głód, a jednocześnie dwa miliardy cierpi z powodu nadwagi bądź otyłości, wyrzucając na śmietniki tony żywności. Nie jestem ekonomistą, ale wiem, że za ekonomią, i tą osiedlową, i tą globalną, stoją ludzie. Z jednej strony są to właściciele gigantycznych firm powiązani ze światem polityki, z drugiej zaś strony są to zwykli klienci, nie zdający sobie najczęściej sprawy, że za „markowe” buty wyceniane na 500 dolarów, jakiś pracownik (często dziecko) w Azji za 16-to godzinny dzień niewolniczej pracy, dostanie jednego dolara. Równie mocno, choć w inny sposób, boli mnie we współczesnym świecie nadmiar słów. Nie chodzi o marnowanie ton papieru na czasopisma i książki jako takie, ale o świadomość, że im większe nakłady, tym mniej wartościowa jest ich zawartość. Dobrze obrazuje to stary dowcip: Kolega skarży się koledze: – moja żona ciągle mówi. Zainteresowany kolega pyta: co takiego mówi? Tamten odpowiada: tego akurat nie mówi… Wiadomo nie od dziś, że ilość słów nie przechodzi w jakość, można pisać tom za tomem, a jednocześnie nie napisać nic, dlatego patrząc na niezliczone ilości zadrukowanej makulatury, chciałoby się powiedzieć, że lepiej nic nie czytać, niż czytać nic… Ale czy można żyć bez słów, mając w posiadaniu jedynie książeczkę czekową, w której nie chodzi przecież o słowa, ale o cyfry… Niestety, widzimy wokół siebie takich ludzi, poznamy ich łatwo, bo umieją odpowiadać tylko na pytania typu: „kto, co, gdzie i za ile?”, a pytania zaczynające się od „dlaczego?” wprawiają ich w wielkie zakłopotanie. Moje skromne obserwacje pozwalają stwierdzić, że ci sami bardzo rozmowni i kontaktowi ludzie, którzy mają setki znajomych, z którymi prowadzą setki rozmów, są często bardzo spragnieni słów, o czym świadczy fakt, że w przerwach między tymi swoimi rozmowami, nie rozstają się ze słuchawkami podłączonymi do radia czy internetu. To znaczy, że szukają jakichś innych słów, takich, które w końcu im coś rozjaśnią, o czymś przekonają, otworzą jakieś nowe drzwi czy skierują życie na jakąś nową ścieżkę. Współczesny człowiek przeżywa dojmujący dramat, bo używa ogromnej ilości słów, których albo sam nie rozumie, albo rozumie inaczej niż jego rozmówca, w związku z czym czuje się nierozumiany, a co za tym idzie – samotny. Samotność rodzi poczucie pustki, przez co życie traci swój urok, blask, jakąś naturalną i prostą radość. Przyczyną tego dramatu jest to, że ludzie źle słuchają, tzn. słuchają ludzi, którzy podobnie jak oni sami pogrążeni są w chaosie i nie potrafią odpowiedzieć nawet na najprostsze istotne pytanie. Jeśli ślepy prowadzi ślepego, czyż obaj nie wpadną w dół? – pyta Pan Jezus. Jeśli zagubiony człowiek pyta o drogowskazy innego zagubionego, czyż obaj nie skończą wędrówki gdzieś na bezdrożach? Ratunkiem dla dzisiejszego człowieka jest powrót do Słowa. Tylko Słowo, które stało się Ciałem i zamieszkało między nami, jest w stanie rozjaśnić mroki naszego życia. Pisał młody Karol Wojtyła: „Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość mi wszystko rozwiązała; dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała”. Jezus Chrystus – odwieczne Słowo Ojca, które stał się człowiekiem i zamieszkał wśród nas, jest Odpowiedzią na każde ważne pytanie człowieka pogubionego we własnym bełkocie i przytłoczonego nadmiarem słów, które utraciły swe pierwotne znaczenie. Dramat polega na tym, że Słowo przychodzące do nas jako Odpowiedź, przez jednych ludzi jest nieusłyszane, przez innych zagłuszone, przez kolejnych wzgardzone, wyśmiane i odrzucone. Czyż Stworzyciel świata i człowieka, mógł przemówić w sposób jeszcze prostszy, a jednocześnie wyraźniejszy i czytelniejszy, niż przez to, że sam stał się człowiekiem?! W tę cichą betlejemską noc dokonała się eksplozja Bożej łaski. Miłość spłynęła na każdego z nas w takiej obfitości, że nie jesteśmy w stanie jej w sobie pomieścić, jak kubek na wodę nie pomieści oceanu. Spływa na nas łaska po łasce, dar po darze, codziennie więcej i więcej, cierpliwie i łagodnie, a przy tym skromnie i prosto, aż do przesytu, aż do przepełnienia, aż do nadmiaru. To chyba jedyny pozytywny nadmiar, jaki dziś spotyka ludzkość. Są ludzie, którzy uparcie twierdzą, że to nieprawda, bo rozmiar zła i nienawiści na świecie pod różnymi postaciami zdaje się dominować. Rzeczywiście, na każdym kroku doświadczamy jego wpływu, jednak zło ma swoje granice, nie jest nieskończone czy wszechmocne! Istnienie i działanie zła w świecie jest uzależnione od ludzi, którzy je wybierają. Dobro ma zupełnie inną naturę i działa inaczej. Co prawda nosicielami dobra są także ludzie, ale dobro ma swoje źródło w Bogu, a zatem jest nieskończone i w efekcie niewyczerpane. Zapewniał Święty Paweł, że: „gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5. 20). Dlatego teologowie mówią o „nadobfitości” łaski i o nadmiarze Bożego miłosierdzia w zestawieniu z ludzkim grzechem. A skoro tak jest, to ostateczne zwycięstwo należy do Boga i wszystkich ludzi, którzy z Niego się narodzili, chociaż owoce tego zwycięstwa będziemy oglądać często dopiero po śmierci. Tu, na ziemi, musimy się liczyć z możliwością porażki, co nie znaczy, że ta porażka nastąpi, bo przecież jak śpiewał Czesław Niemen „ludzi dobrej woli jest więcej, i mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim…” Nie wiem, jakie będą losy świata, mam nadzieję, że optymiści z Niemenem na czele, mają rację. Wiem jednak na pewno, że mój świat, tzn. moje życie, a przede wszystkim moje zbawienie jest w dobrych rękach, a dokładniej mówiąc – w dobrym Sercu. Patrząc na Boga, który stał się człowiekiem, pytam z Pawłem Apostołem: „Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienia, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz?” I czytając dalej list do Rzymian, znajduję odpowiedź: „jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani potęgi, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym”.

12 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Tylko wdzięczność

Luter głosił „tylko łaska”, a ja wołam „tylko wdzięczność”. Nie spodziewam się, by to hasło weszło do wielkiej teologii, ale może kogoś...

Musi być dobrze i niedobrze...

„Musi być dobrze i niedobrze. Bo jak jest tylko dobrze, to jest niedobrze.” Tylko niezapomniany ks. Twardowski mógł tak prostymi słowami...

Otworzył serce

Pisał ks. Tischner – „jeśli się komuś zwierzasz, to mu się jednocześnie powierzasz”. Zwierzając się, składasz swoje serce w jego sercu,...

Komentarze


bottom of page